
Wstęp
Błyskotliwa, przebojowa, sprawcza, posiadająca wizję, odważna, wyprzedzająca epokę, tak opisywali ją, jej współcześni. Kim była Wanda Telakowska – pomysłodawczyni i założycielka Instytutu Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie i jak duży wpływ miała na powojenne i współczesne projektowanie produktu w Polsce? Na czym polegał jej fenomen? Jak jej dorobek i praca wpływa obecnie na naszą projektową tożsamość?
O Wandzie Telakowskiej dowiedziałam się na studiach wzornictwa przemysłowego na warszawskiej ASP. Zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. Krótkie notki w książkach o polskiej historii dizajnu, oszczędne artykuły w prasie branżowej nie zaspokajały mojej ciekawości dotyczącej tej inspirującej osoby.
Tuż po studiach rozpoczęłam współpracę z Instytutem Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie. Czas ten był okazją do bliższego poznania dorobku Wandy Telakowskiej. To wtedy podczas rozmów z Katarzyną Rzehak, ówczesną dyrektor kreatywną IWP, narodził się pomysł na wystawę o pierwszej dyrektorce Instytutu Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie. Wanda Telakowska zainicjowała w 1950 r. powstanie tej instytucji, opracowała jej program merytoryczny, misję i strategię. To było jedno z pierwszych takich miejsc w Europie!
Wypracowała procedury współprac z projektantami. Zwróciła uwagę władz Polski na konieczność systemowego kształcenia projektantów oraz prowadzenia badań związanych z projektowaniem i ergonomią. Promowała polskie wzornictwo na wystawach w kraju i zagranicą. Telakowska zebrała wokół siebie najlepszych projektantów PRL, m.in.: Maria Chometowska, Zdzisław Wróblewski, Lubomir Tomaszewski, Hanna Orthwein (słynne figurki ćmielowskie zostały zaprojektowane właśnie w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie), Alina Wyszogrodzka. W trakcie jej pracy w IWP powstało kilka tysięcy projektów i wzorów, a to wszystko nadzorowane osobiście przez Telakowską. Obok intensywnego życia zawodowego, Wanda Telakowska znana była także w środowisku artystycznej i intelektualnej Warszawy. Przyjaźniła się z takimi osobowościami jak: Julian Tuwim, Antoni Słonimski, Czesław Miłosz, Jarosław Iwaszkiewicz, Zofia Stryjeńska, Irena Krzywicka.
To tylko wąski wycinek z życiorysu tej niezwykłej kobiety, promieniującej swoimi działaniami z Warszawy na całą Polskę.
Zapraszam do zapoznania się z prezentacją, będącą zapowiedzią wystawy o tej niezwykłej osobie – Wandzie Telakowskiej – edukatorce, graficzce, dyrektorce, aktywistce, warszawiance.
Marta Niemywska-Grynasz
Wanda Telakowska urodziła się 20 kwietnia 1905 roku w Sosnowcu. Była starszą córką Edmunda Telakowskiego i Marii ze Śniechowskich. Miała siostrę Barbarę, młodszą od niej o rok. Dziewczynki dorastały w domu pełnym ciepła i miłości. Rodzice wychowywali je w duchu nowoczesnym i bliskim trendom wychowawczym popularnym w XXIw., gdzie zachęcane były do zabaw pobudzających ich wyobraźnię i kreatywność. Bez nacisku na „ułożenie i tresurę dziewczynek” a na rozwój wielokierunkowy dzieci, z których mają wyrosnąć w przyszłości wartościowi i pewni siebie dorośli.

1
Dom rodzinny Wandy, secesyjna kamienica wybudowana przez jej ojca Edmunda w Sosnowcu, przy ulicy Fabrycznej 32. Archiwum prywatne
Moje dzieciństwo było nasycone zainteresowaniami bliższego i dalszego otoczenia. Rodzice (Sylwester Edmund Telakowski i Maria ze Śniechowskich – red.) mieli niewątpliwe uzdolnienia plastyczne. Ojciec, inżynier budowlany, świetnie rysował, zwłaszcza zwierzęta, drzewa pejzaże, które często obserwował w trakcie polowań. Matka wyróżniała się bardzo wyrobionym smakiem, który był widoczny zarówno w jej własnym, jak i nas, dzieci wyglądzie. Pięknie urządziła nasze mieszkanie. Nawet na wakacjach umiała zaaranżować letniskowe wnętrze. W domu zwracała uwagę nie tylko na estetykę stołu. Ważne były także piękno i różnorodność komponowanych przez matkę bukietów. Rodzicom bardzo zależało na rozwijaniu naszej wrażliwości na kolor, formę, fakturę. Dbali o spontaniczny rozwój naszej wyobraźni, o to, by twórczość przejawiała się nawet w najzwyklejszych zabawach.
Wczesne dzieciństwo spędziłyśmy z siostrą Barbarą w Sosnowcu, który przed pierwszą wojną światową znajdował się na styku trzech zaborów – rosyjskiego, austriackiego i pruskiego. „Uświetniała” to miejsce ogromna wieża wzniesiona okupantów. Poziom cywilizacyjny zaborów wielce się różnił. Bliskie Katowice były niemal domem handlowym dla całego Zagłębia Dąbrowskiego. Tam nabywano zabawki, lalki i inne drobiazgi, którymi obdarowywano nas, dzieci. A że wokół mieszkało wielu znajomych i krewnych rodziców, więc do dziecinnego pokoju trafiało mnóstwo prezentów. Obcy wyraz plastyczny większości powodował, że rodzice pozwalali nam bawić się tymi darami przez zaledwie parę dni. Potem większość z nich zamykano w szafach lub rozdawano dzieciom sąsiadów, a nam polecano bawić się pudełkami po papierosach, cygarach, po różnych lekarstwach, namawiając do tworzenia pociągów, mebli, domów i domków. Pierwsze doświadczenia architektoniczne zdobywałyśmy więc w małej skali. Zachęcano nas także do większych eksperymentów: ze stołów, stołków i innych sprzętów, a także serwet oraz pledów wypełniających mieszkanie, kształtowaliśmy pomieszczenia już nie dla lalek, ale dla nas samych. Tak bywało zimą. W ciepłe dni wolno nam było bawić się w ogródku, gdzie na samym środku królował wspaniały kołobieg. Na sąsiednim placu wysoko piętrzyły się składane tam rusztowania. Także w tym miejscu miałyśmy prawo budować prowizoryczne domki. Wracałyśmy z tych zabaw w podartych sukienkach, wysmarowane wapnem i pyłem, ale szczęśliwe z osiągnięć, bardzo prymitywnych ale własnych.

2
Zdjęcie Wandy i jej rok młodszej siostry Basi z okresu ich dzieciństwa w Sosnowcu, między dziewczynkami leży suczka Figa, ok. 1915, Archiwum prywatne

3
Nawet na konwencjonalnym, pozowanym zdjęciu Wanda z rakietą tenisową wygląda jak profesjonalna tenisistka. Zawsze przebojowa i znacznie wyższa od, ledwie rok młodszej, siostry Basi, ok. 1909, Sosnowiec, Archiwum prywatne
Wczesne dzieciństwo spędziłyśmy z siostrą Barbarą w Sosnowcu, który przed pierwszą wojną światową znajdował się na styku trzech zaborów – rosyjskiego, austriackiego i pruskiego. „Uświetniała” to miejsce ogromna wieża wzniesiona okupantów. Poziom cywilizacyjny zaborów wielce się różnił. Bliskie Katowice były niemal domem handlowym dla całego Zagłębia Dąbrowskiego. Tam nabywano zabawki, lalki i inne drobiazgi, którymi obdarowywano nas, dzieci. A że wokół mieszkało wielu znajomych i krewnych rodziców, więc do dziecinnego pokoju trafiało mnóstwo prezentów. Obcy wyraz plastyczny większości powodował, że rodzice pozwalali nam bawić się tymi darami przez zaledwie parę dni. Potem większość z nich zamykano w szafach lub rozdawano dzieciom sąsiadów, a nam polecano bawić się pudełkami po papierosach, cygarach, po różnych lekarstwach, namawiając do tworzenia pociągów, mebli, domów i domków. Pierwsze doświadczenia architektoniczne zdobywałyśmy więc w małej skali. Zachęcano nas także do większych eksperymentów: ze stołów, stołków i innych sprzętów, a także serwet oraz pledów wypełniających mieszkanie, kształtowaliśmy pomieszczenia już nie dla lalek, ale dla nas samych. Tak bywało zimą. W ciepłe dni wolno nam było bawić się w ogródku, gdzie na samym środku królował wspaniały kołobieg. Na sąsiednim placu wysoko piętrzyły się składane tam rusztowania. Także w tym miejscu miałyśmy prawo budować prowizoryczne domki. Wracałyśmy z tych zabaw w podartych sukienkach, wysmarowane wapnem i pyłem, ale szczęśliwe z osiągnięć, bardzo prymitywnych ale własnych.
Wolno nam było także „robić wynalazki”. Rodzice nigdy się na nas o to nie gniewali. Kiedyś na przykład wrócili do domu całkowicie zapylonego po naszych próbach otrzymania nowej odmiany filcu z oskalpowanych pałek wodnych, które w pięknym czarnym dzbanie miały zdobić przedpokój. Góry roślinnego puchu pokropiłyśmy wodą i potraktowałyśmy trzepaczkami w nadziei dokonania wynalazku. Jak po tym wyglądały wnętrza, nietrudno się domyślić. Innym razem przystąpiłyśmy do robienia pergaminu z błonek wyściełających gotowane jajka. Aby zniwelować ich obłość, wkładałyśmy je w ojca kopiały zawierające zawodową korespondencję. Niestety, nie udało nam się zrobić pergaminu, podobnie jak i filcu. Ale zawsze, nawet gdy zniszczyłyśmy ojcu ważne dokumenty, rodzice twierdzili, że u dzieci trzeba wcześnie rozwijać wyobraźnię, odwagę i przedsiębiorczość. Broniło nas to przed kolejnymi wychowawczyniami.
Od naszych najmłodszych lat rodzice wywozili córeczki na tzw. wakacje, starając się o ich różnorodność. Jeździłyśmy na prawdziwą wieś i do Sopot. Do Bystrej, a potem do Zakopanego. Do Okradzionowa pod Olkusz i do modnych kurortów, jakimi były wówczas Ciechocinek lub Krynica. Wszędzie zwracano naszą uwagę na charakterystyczne cechy środowisk, na różnice wyglądu ludzi, ich mieszkań, osiedli, domów. Przede wszystkim podkreślano jednak odmienność pejzaży, które pokazywano nam o wschodzie słońca, w południe i o zapadającym zmroku, w dni pogodne ulewy, wichry i burze. Chyba już wówczas zaczęłam smakować w różnorodności świata, w bogactwie i odrębności kultur. Poza tym zachęcano nas do rysowania, malowania, lepienia z plasteliny i robienia zwierzątek z kasztanów, żołędzi i szyszek. Zainteresowania plastyczne mojej siostry i moje wywodziły się z bardzo wczesnych lat; były rozwijane przez wyjątkowo mądrych i kulturalnych rodziców.

4
Wanda i Basia z rodzicami: Edmundem Telakowskim, przedsiębiorcą budowlanym i Marią Telakowską ze Śniechowskich, Sosnowiec, ok. 1915, Archiwum prywatne
Wanda Telakowska, Wzornictwo moja miłość, Biblioteka Wzornictwa, Instytut Wzornictwa Przemysłowego, 18’90, Warszawa, str. 4,5
Dzieciństwo w Sosnowcu
Wanda zawsze podkreślała, jak wiele zawdzięcza ojcu: Edmund Telakowski był socjalistą, PPS-owcem, współpracownikiem Piłsudskiego, człowiekiem zaangażowanym politycznie i społecznie. Inżynier, rzutki przedsiębiorca budowlany, człowiek o nowoczesnych poglądach wychowywał córki „jak chłopców” – stawiając na edukację, samodzielność i niezależność myślenia. To właśnie dzięki ojcu dziewczynkom pozwolono się bawić w domku na drzewie jaki wybudowały same na rozległej akacji stojącej tuż przy domu w Sosnowcu.

5
Być może tak mógł wyglądać domek zbudowany przez małą Wandę i Basię. Fot. Pixabay.com
— Edmundzie, dziś znowu dziewczynki wróciły w podartych sukienkach z tej swojej budki na drzewie! Coś musimy z tym zrobić, bo już sąsiedzi zwracali mi uwagę, że to nieodpowiednia zabawa dla panienek — Maria Telakowska, mama dziewczynek właśnie skończyła zaszywać dziury w kretonowych sukienkach Wandzi i Basi. — Dziury powydzierane? — dziwi się ojciec. Muszę iść i sprawdzić, co się tam dzieje. Po chwili wraca i relacjonuje — wdrapałem się na drzewo i wyobraź sobie Marysiu, że nasze dzielne amazonki naznosiły i osadziły w rozwidlaniu akacji jakieś stare deski z wystającymi gwoździami! Oto, co wydziera dziury! One tam nic złego nie robią, tylko te gwoździe trzeba zlikwidować. Jutro przyślę tu moich chłopaków z firmy z narzędziami i porządnymi deskami, niech im trochę uporządkują ten ich domek. A widząc podniesione brwi i niezadowolone spojrzenie żony dodaje — Jak chcą się bawić na drzewie, niech się bawią, ja nie będę im zabraniał. Poza tym Wandzia ma świetne pomysły — to prawie zawodowy inżynier, wiesz co ona tam wymyśliła? Konstrukcję wieńcową! Idź i sama zobacz, jak nie wierzysz. Tak przemyślnie zakłada na siebie patyki, że mój konstruktor z budowy mógłby się od dziesięciolatki uczyć. *
* Tekst powstał na podstawie rozmów i wspomnień o Wandzie Telakowskiej zbieranych przez Katarzynę Rzehak
Domek na drzewie

6
Własnoręcznie napisane przez 18- letnią Wandę podanie o przyjęcie "w poczet studentów Szkoły Sztuk Pięknych" w Warszawie, Archiwum Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie
Ojciec dostaje furii – zagląda do tornistra Wandzi spakowanego na pensję pani Siwkowej w Sosnowcu i znajduje w nim jedynie pliki wykrojów i wzory haftu krzyżykowego. Dociera do niego, że pensja to szkoła przyszłych żon, a on ma inne ambicje związane z przyszłością córek. Polska żyje nagrodami Nobla Marii Skłodowskiej, w Finlandii przyznano kobietom prawa wyborcze. Edmund Telakowski wie, że droga do emancypacji prowadzi przez edukację i naukę samodzielności. Nowa szkoła dla dziewczynek! Koniecznie. Stacza bitwę z żoną Marią, która nie wyobraża sobie przeprowadzki do Warszawy i wysłania dwunastoletniej Wandy i jej rok młodszej siostry Basi do nowej, wymagającej szkoły. Mimo sporu w 1917 Telakowscy wraz z córkami przeprowadzają się do Warszawy. Telakowski ma tu nowe zlecenia dla swojej firmy budowlanej. Kupują mieszkanie w eleganckiej kamienicy przy ul. Nowowiejskiej. Dziewczynki idą do renomowanego Gimnazjum Platerek. Tak Wanda wspomina tę zmianę.
Po absolutnej wolności i tolerancji w domu rodzinnym, szkoła Platerek wywarła na nas, zwłaszcza w pierwszym okresie, wrażenie groźne. Dyscyplina, zegarkiem odmierzana punktualność, nadzór od rana do wieczora i zupełnie obce środowisko bardzo nas męczyły. Decyzja ojca, żeby przenieść nas do Warszawy była oparta na przekonaniu, że najważniejszą rzeczą dla dzieci jest kontakt z osobowościami. Okazało się, że w gimnazjum pracują tacy ludzie jak Stanisław Noakowski, Henryk Mościcki, Aleksander Janowski. Ojciec twierdził, że te kontakty będą dla nas ważniejsze niż taki czy inny kierunek wychowania lub program. I chyba miał rację. *
W roku 1923, po maturze w Gimnazjum Platerek, Wanda dostaje się na Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie
*Wanda Telakowska, Wzornictwo moja miłość, Biblioteka Wzornictwa, 18\90
Po naukę do Warszawy
Studia Wandy w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych to czas jej intensywnego rozwoju, tak artystycznego jak i towarzyskiego. Ma szczęście do wybitnych profesorów: Edmund Bartłomiejczyk uczy ją grafiki, Wojciech Jastrzębowski stolarstwa, ma zajęcia z Karolem Tichym i Józefem Czajkowski. Chociaż musi znosić nieustanne kpiny ze swojego wzrostu i potężnej postury, jest lubiana i towarzyska. Wśród jej przyjaciół znajdują się wybitne postaci przyszłego życia artystycznego: Wanda Zawidzka, Czesław Knothe czy Michał Bylina.

9
W 1931 roku Wanda broni dyplom z grafiki użytkowej u prof. Edmunda Bartłomiejczyka. Ten dokument to odpis dyplomu wydany dwa lata później i podpisany przez rektora Tadeusza Pruszkowskiego. Archiwum ASP w Warszawie.

7
Plener w Jabłonnej uczniów z pracowni prof. Miłosza Kotarbińskiego: Wanda w środku w szalu zawiązanym na głowie, po jej lewej stronie stoi Czesław Knothe, po prawej Michał Bylina. Rok 1925, Archiwum MNW

8
Uczestnicy pleneru w Jabłonnej ze sztalugami i obrazami jakie namalowali, od lewej: Czesław Knothe, Michał Bylina, Wanda Telakowska, Władysław Bartoszewicz. Wszyscy w przyszłości zrobią artystyczne kariery. Rok 1925, Archiwum MNW
Plener Szkoły Sztuk Pięknych w Jabłonnej
Lwica na salonach
Dostać się w krąg bywalców słynnej warszawskiej kawiarni Ziemiańskiej – to było wyzwanie. A przedrzeć się na tamtejsze półpięterko zwane „górką” – to było prawie niemożliwe. Tu właśnie przy małym, okrągłym stoliku siedzieli, żartowali, kłócili się i pili najwybitniejsi poecie, pisarze, dziennikarze dwudziestolecia. Kobiety widziano tu niechętnie – wyjątek robiono dla Ireny Krzywickiej, kochanki Boya-Żeleńskiego, która przetarła szlak kolejnym paniom. A Wandę przemyca na „górkę” koleżanka ze studiów, Janina Konarska, graficzka i od 1934 roku żona Antoniego Słonimskiego. Chociaż tak naprawdę Wandy nie trzeba przemycać: połowie lat 30. ma już swoją markę – w 1935 jej grafika „Karuzela” zdobyła złoty medal na wielkiej paryskiej wystawie „Sztuka i Technika w Życiu Współczesnym”. Jest wziętą graficzką, ma na swoim koncie plakaty, reklamy, okładki, ilustracje – przede wszystkim jest duszą towarzystwa: niespotykanie wysoka, o płonących oczach i pięknych dłoniach, świetnie opowiadająca sprośnie dowcipy i mająca zawsze swoje zdanie. Kiedy zaczyna mówić swoim wysokim, dźwięcznym głosem – nie ma sobie równych. Dzięki Konarskiej Wanda poznaje najpierw jej męża Antoniego Słonimskiego, potem Juliana Tuwima, Jana Lechonia, Mariana Hemara i najbarwniejszego polskiego generała o niespożytej sile komicznej – Bolesława Wieniawę – Długoszowskiego, który za nią przepada. W końcu sama śmiało podaje dłoń naczelnemu „Wiadomości” – Mieczysławowi Grydzewskiemu.
Wszyscy wymienieni wpisują się do jej sztambucha, jedynego w swoim rodzaju, pulsującego życiem pomnika poezji polskiej i zachwytu nad fenomenem Wandy Telakowskiej.W sztambuchu nie może zabraknąć wpisu jednej z najistotniejszych osób w międzywojennym życiu Wandy – Jarosława Iwaszkiewicza. Wanda najpierw obserwowała go w Ziemińskiej, ale poznała dopiero u Ireny Krzywickiej, w jej domu w Podkowie Leśnej, gdzie zawiozła ją znów Janina Konarska – nieocieniona w łączeniu ludzi i tworzeniu nowych znajomości.W sztambuchu znajdziemy też wpis Stefana Starzyńskiego, prezydenta Warszawy (1934-1939), który był przez kilka lat sąsiadem Telakowskich w kamienicy przy ulicy Nowowiejskiej. Wanda bywa u państwa Starzyńskich w domu, przyjmowana zawsze serdecznie przez żonę Starzyńskiego – Paulinę, spotykali się także na Mazurach podczas wakacji. W końcu Wanda stała się także bywalczynią oficjalnych podwieczorków, jakie prezydent Starzyński organizował dla artystów w Ratuszu. Pracuje już wtedy w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego (od 1 czerwca 1938) i jako kuratorka szkół artystycznych i doradza Starzyńskiemu w sprawach dotyczących życia artystycznego. Łączy odległe światy: artystyczny krąg znajomych: malarzy i grafików, absolwentów i profesorów Szkoły Sztuk Pięknych, grupę literatów z „górki” w Małej Ziemiańskiej ze światem polityki – poprzez znajomość ze Stefanem Starzyńskim i pracę w ministerstwie.

10
Wiersz - fraszkę "Rymy do Wandy" wpisał do słynnego sztambucha Telakowskiej wybitny poeta, satyryk i publicysta - Antoni Słonimski. Wanda przyjaźniła się z Janiną Konarską, koleżanką ze studiów, która w 1934 wyszła za mąż za Słonimskiego. Ten wpis powstał rok później. To właśnie Konarska wprowadziła Wandę w środowisko literatów, przez nią poznała Irenę Krzywicką i Jarosława Iwaszkiewicza. Sztambuch Wandy Telakowskiej, Muzeum Literatury w Warszawie
Antoni Słonimski, Rymy do Wandy
Taka duża jest ta Wanda
Taka bujna, jak Uganda
Kiedy wsadzisz ją do landa
Ciągnąć musi cała banda.
Gdy jej randkę jaki pan da
To się z randki robi randa.
Nie pomoże propaganda
Zamiast randki zwykła granda
Wciąż oszklona jak weranda
Erotyczna kontrabanda!
Aż zakończy żeński skandal
Męski rym do Wandy – wandal!
23/XII 35.

11
Fot. Sztambuch Wandy Telakowskiej, Muzeum Literatury w Warszawie
Julian Tuwim, Dwie Wandy
Dziewiczego pilnując wieńca
Obie Wandy nas traktują srogo:
Tamta Wanda nie chciała Niemca,
A ta Wanda – nie chce nikogo.
Tamtą Wandę legenda zdobi:
W nurt skoczyła niewinna i cała.
Nasza Wanda niech tego nie robi,
Boby Wisła szeroko wylała.
22.XI.1935

12
Fot. Sztambuch Wandy Telakowskiej, Muzeum Literatury w Warszawie
Marian Hemar, Erotyk…
Gdybym był wyższy, dziewczyno,
Gdybym był wyższy…
Nieraz se myślę ptaszyno
Śród nocnej ciszy
Albo, gdy spojrzysz i ino
W piersiach Ci dyszy
Jużbyś nie była dziewicą
Gdybym był wyższy…
W maju 1936
P.S. Chociaż mam się do Ciebie –
Niestety w tym pech,
Że ja mam się do Ciebie,
Jak jeden do trzech.
Warszawska śmietanka towarzyska

13
Wanda umie się odnaleźć w nowoczesnej, geometryzującej stylistyce. Jej plakat "Nie pij denaturatu" przegrywa w konkursie ogłoszonym w 1932 roku przez Monopol Spirytusowy, ale do dziś zachwyca siłą przekazu,
Lwowska Galeria Obrazów
Wanda Telakowska jak młoda absolwentka grafiki użytkowej (dyplom 1931) przebojem wchodzi w polskie życie artystyczne i bierze udział w branżowych konkursach. Między innymi w ogłoszonym w 1932 roku konkursie Dyrekcji Państwowego Monopolu Spirytusowego, na plakat zniechęcający do… picia samogonu i denaturatu. Jej plakat konkursowy odbiega od banalności masowego przekazu. Pokazuje jak Telakowska potrafi abstrakcyjnie myśleć, równocześnie wpisując się w modne Art Deco i jego geometryzującą stylizację. Plakat emanuje grozą. Fiolet denaturatu faluje w górę rozchodząc się od świecącej trującym światłem czaszki i wizerunku trzech butelek. Czy taki przekaz mógł zapobiec piciu chłopów na Polesiu? Jury nagrodziło plakaty bardziej dosłowne, ale plakat Telakowskiej do dziś jest przykładam grozy budowanej za pomocą przemyślanych środków plastycznych.
Denaturat i art deco
„Teatrzyk kukiełek” to wydany w roku 1935 mini-poradnik dla teatrzyków amatorskich i debiut Wandy jako ilustratorki książek. Jest to równocześnie jej praca dyplomowa z grafiki użytkowej na warszawskiej ASP – najpierw miały nią być reklamy czasopisma „Auto”, ale Państwowe Zakłady Inżynierii wycofały się ze zlecenia, i promotor Wandy, profesor Edmund Bartłomiejczyk zlecił jej jako zadanie dyplomowe wykonanie okładek i ilustracji do „Teatrzyku” . Książeczkę wymyśliła Maria Kownacka, pisarka dla dzieci, która od roku 1928 prowadziła Teatrzyk Baj w żoliborskim Robotniczym Towarzystwie Przyjaciół Dzieci i sama pisała do niego sztuki. W książeczce znajdziemy konkretne porady: jak i z czego robi się kukiełki, jak ubrać i uczesać kukiełkę, jak i z czego zrobić dekoracje. Najważniejsze jednak są świetne rysunki Wandy pokazujące schemat kukiełki na patyku, teatrzyk w otwartych drzwiach czy uroczy teatrzyk zrobiony z fotela. Wyraźnie widać, jak temat wzięty ze świata dziecięcego przypadł artystce do gustu, jak dobrze odnalazła się w przyjaznej, ale i technicznej stylistyce „porad dla scenografa lat 7”. Wanda, idealnie nadawała się na ilustratorkę „Teatrzyku” bo miała zmysł praktyczny i umiejętność przekładania idei na formę. Największą atrakcją książeczki są wklejone na końcu dwa projekty dekoracji, oba rozkładane, dwubarwne: czerwono-niebieskie: jeden przedstawia miejską uliczkę z domami, drugi dróżkę wijącą się wśród drzew.

14
Trójdzielna, składana ilustracja o wymiarach 20x34 cm może służyć do przerysowania w większej skali, albo może być sama tłem-dekoracją mini-przedstawienia. "Teatrzyk kukiełek", wyd. Nasza Księgarnia, 1935, źródło ilustracji: prywatna kolekcja.
Ilustracje dla teatru
Telakowska pojawia się w życiu kulturalnym powojennej Polski tuż po zakończeniu wojny. Zimą 1945 wraca do Warszawy z Zakopanego, gdzie ukrywała się z rodziną po Powstaniu. I już w lipcu tego samego roku, już jako naczelniczka Wydziału Planowania Ministerstwa Kultury i Sztuki organizuje w Pałacu w Wilanowie słynny Zjazd Rady Szkolnictwa Artystycznego Plastyki. Warszawa leży w gruzach, ale w Wilanowie jest inny świat – pałac i park stoją nietknięte wojną, nad różami arystokratycznej rodziny Branickich, ostatnich mieszkańców pałacu, latają motyle. W takim otoczeniu Telakowska wygłasza swój piorunujący referat o konieczności demokratyzacji piękna, o jego umasowieniu. I o wyższości produktu przemysłowego nad sztuką wysoką: malarstwem, rzeźbą. Nie trafia na podatny grunt. Jej słuchacze to najczęściej nauczyciele akademiccy, uczący właśnie sztuki wyższej, tylko nieliczni z nich mają lewicowe sympatie, większość boi się nowej Polski po Jałcie. Zamiast zjednać środowisko Wanda robi sobie wrogów.

15
Wejście do Pałacu w Wilanowie - Wanda stoi tyłem, w białej sukience, z torbą trzymaną za sobą. Wokół zaproszeni przez nią przedwojenni wykładowcy akademiccy, malarze, architekci. Chce ich przekonać do wyłączenia projektowania wzorniczego do programów nauczania. Zjazd Rady Szkolnictwa Artystycznego Plastyki. Fot, Archiwum MNW
Na wstępie trzeba uprzytomnić sobie dotychczasową rolę plastyki w życiu społecznym. Przeszło od stu lat – sztuki plastyczne wegetowały anemicznie na marginesie całokształtu życia naszego społeczeństwa. Przeciętny obywatel traktował je jako rozrywkę i to rozrywkę niezbyt pasjonującą – uprawianą tylko przez snobizm.
Ten stan rzeczy powoduje u nas jaskrawsze niż gdzie indziej skutki i stwarza charakterystyczne dla Polski dysproporcje. I tak np. chociaż „miasto funkcjonalne” – Chmielewskiego i Syrkusa zajęło pierwsze miejsce spośród koncepcji 23 narodów – reprezentatywnych na Kongresie Urbanistycznym w 1933 r. - większość naszych miast, miasteczek, osiedli, aż się roi od nonsensów urbanistycznych.
Podobnie sukcesy polskiej grafiki, licząc złote medale i grand-prix – nie odbiły się zupełnie na produkcji graficznej naszych dewocjonalii, ilustracji pocztówek.
Obok osiągnięć polskich artystów plastyków na wystawach zagranicznych – w domu, na co dzień przeciętny obywatel styka się dotąd tylko ze szpetnym sprzętem, lichą tkaniną, brzydkim naczyniem.
Nasza „średnia” form plastycznych życia codziennego mas da się określić krótko… brud, tandeta, wieczna prowizorka… „ Pseudoludowość” lub „pseudopańskość”, owe „pseudostyle”, „pseudomodernizmy” i „pseudoluksusy” na różnych szczeblach zamożności zaznaczają się odmiennymi emblematami – utrudniającymi zawsze pojawienie się rodzimego piękna.
Musimy dążyć do takiej organizacji sztuk plastycznych w kraju, by zbliżyć sztukę do życia codziennego całego społeczeństwa, wyznaczając plastykom rolę kulturotwórczą, jaką mieli zawsze w epokach o skonsolidowanym stylu życia i stylu sztuki. [...]
Przykładów rentowności piękna można by cytować wiele, tym bardziej, że nie jest to wynalazek nowoczesny- przecież już wytworne piękno waz greckich – ściągnęło kapitały z obcych stron do ojczyzny Peryklesa… Przykładów tych jest wiele, zwłaszcza w krajach, gdzie talent, rozum i praca dochodzą częściej do głosu, niż brawura, dojutrznictwo i ospałość.
Natomiast przykładów zaprzepaszczenia produkcji z winy jej niskiego poziomu artystycznego, bezmyślnego powtarzania zużytych już form mamy u nas nazbyt wiele. [...]
Takich przykładów nonsensów gospodarczych wynikających z braku zrozumienia wartości estetycznych w produkcji można by cytować wiele. Wystarczy wspomnieć galanterię alabastrową produkowaną przez chałupników w okolicach Żurawna, pseudoludowe wytwórnie potwornych kilimów na Huculszczyźnie i Małopolsce Wschodniej, pamiątkarstwo w Zakopanem, dewocjonalia itd.
Tylko w bardzo krótkowzrocznej kampanii tandeta się opłaca i to raczej jednostkom. Przy projektach gospodarczych, obliczonych na dłuższą falę – w kalkulacji musi być należycie doceniony i czynnik estetyczny.
Podstawowym jednak nonsensem gospodarczym był fakt, iż za państwowe i społeczne pieniądze szkoliło się utalentowanych artystów – by później obywać się bez nich a tracić wielkie sumy na sprowadzanie z zagranicy modelu, wzorów, żurnali, przedmiotów zwłaszcza z zakresu produkcji, sprzętów, ubrań, galanterii itp. wyrobów, które równie dobrze lub lepiej mogły być wyprodukowane w kraju.
Kolosalne sumy szły z Polski do Paryża, by sprowadzić stamtąd przedmioty przemysłu odzieżowego /suknie, drobiazgi toaletowe, kapelusze, żurnale/: Wiedeń pochłonął nasz pieniądz w zamian za trykotaże i galanterię. Czechosłowacja zarobiła na nas dostarczając tanią biżuterię, szkła, zabawki… Z Niemiec szły tapety, dewocjonalia itd.
Traciliśmy nie tylko pieniądze, ale i okazję do zmniejszenia bezrobocia wśród rzemieślników i wśród kadr artystów, doskonale przygotowanych do pracy w produkcji przemysłowej i rzemieślniczej. Przy racjonalnej gospodarce tymi ludźmi można było wytwarzać włąsne modele i własne wzory – można było nie tylko spożeytkować miejscową twórczosć, siły robocze i krojowe owoce – ale przede wszystkim można było dopracować się form rodzimej, własnej kultury.
Przecież obcymi wzorami i to często trzeciorzędnymi w dodatku – nie dostosowanymi do naszych warunow – posługiwało się dotąd całe nasze rzemiosło i rękodzieło. Przecież nie było ani jednego żurnala polskiego. Jedynie polskie teksty włączono w żurnale wiedeńskie, paryskie i niemieckie.
Fragment referatu mówiący o strategicznych działaniach „organizujących plastykę” które powinno podjąć państwo, jest pewną zapowiedzią przyszłych działań Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, na którego czele od 1950 r. stanie właśnie Wanda Telakowska.
Przyszłe zyski – i to zyski ogromne, nie tylko gospodarcze, ale społeczne i kulturalne – osiągniemy jedynie wówczas, gdy już dziś zostanie ustalony program zasilania twórczością odpowiednich działów rękodzieła, rzemiosła i przemysłu.
Decyzje te muszą być uzgodnione z organizacją plastyki w kraju, muszą znaleźć swój odpowiednik:
-
w organizacji szkolnictwa artystycznego plastyki
-
w organizacji dokształcania ekip dojrzałych plastyków do bezpośrednich zadań w rzemiośle i przemyśle /praktyki, staże, kursy itd./.
-
w akcji racjonalnej organizacji produkcji surowców /np. suszarnie drzewa, chów owiec o wysokowartościowej wełnie, farbowanie lnu, konopi, wełny – obróbka łyka, wikliny, połów bursztynu itp./
-
w akcji wydawniczej /wzorniki, kolekcje modeli, żurnale, samouczki, podręczniki/,
-
w odpowiedniej akcji propagandowej.
Dziś, gdy musimy rozpoznać niemal wszystko od nowa – postarajmy się o racjonalną kooperację i właściwą organizację wszystkich potencjałów społeczeństwa – zarówno twórczości plastycznej, jak i potencjałów prozy.
Referat w Wilanowie – czyli jak zrobić sobie wrogów
Pierwsza „światowa” podróż Wandy po wojnie to wyjazd pociągiem do Paryża na konferencję UNESCO w grudniu 1946 roku. Wanda jedzie reprezentując polskie Ministerstwo Kultury i Sztuki, z jego wiceministrem Leonem Kruczkowskim, Haliną Kruczkowską wice-minister oświaty i z malarze Eugeniuszem Eibischem. Ma misję wygłoszenia rezolucji o polskich dziełach sztuki, występuje z nią na komisji artystycznej – mówi o trosce państwa polskiego o los dzieł sztuki zrabowanych podczas wojny i złożonych w depozycie w innych krajach. Wspomina arrasy wciąż przechowywane w Kanadzie. Budzi podziw świetną francuszczyzną, klasą stroju, a nawet futra jakie jakimś cudem przetrwało wojnę. – Jeśli tak ma wyglądać komunistyczna Polska – to bardzo proszę, myślą słuchający jej intelektualiści z całego świata. Po obradach, za sporą część ministerialnej delegacji, kupuje sobie szminkę Chanel w jednym z eleganckich sklepów przy Champs-Élysées.
Wanda jak zwykle podróżuje ze swoim nieodłącznym sztambuchem. Jej szef, Leon Kruczkowski, rozluźniony i rozbawiony w podróży wpisuje niezmiennie zalotnej Wandzie wierszyk, upominając ją, aby czarując panów pamiętała, że przez ścianę jej slipingu jedzie sam kardynał Hlond!

16
Karykatura Wandy górującej nad paryskimi kamienicami w filuternym kapelusiku - narysowana w jej sztambuchu przez polskiego rysownika Karola Ferstera. W 1946 roku, Ferster, podpisujący się "Charlie" mieszkał w Paryżu i spotkał się z wysłannikami z polskiej delegacji na konferencję UNESCO. Sztambuch Wandy Telakowskiej, Muzeum Literatury w Warszawie
W Paryżu – czarów nie skąp

17
Strona z magazynu Stolica z reportażem z budowy gmachów Biura Nadzoru Estetyki Produkcji, które za kilka miesięcy zostaną oddane do użytku jako Instytut Wzornictwa Przemysłowego, Stolica, nr 33, 1950 r.
Pierwszy sukces koncepcji „piękna na co dzień” i organizacyjny sukces Wandy to powstanie Biura Nadzoru Estetyki Produkcji. Przez półtora roku walczyła z ministrem Władysławem Kowalskim o stworzenie samodzielnej jednostki, która miałaby wpływ na zatwierdzanie form produkowanych masowo przedmiotów. Wygrała: 28 stycznia 1947 roku minister przyjął program, który, tak naprawdę, ona napisała od deski do deski. Program został wydany jak zarządzenie ministra; zlecał Telakowskiej następujące działania: „ekspertyzę jakości estetycznej plastycznych form produkcji, dostarczanie (do fabryk) wzorów i modeli oraz poradnictwa, organizowanie dopływu odpowiednio przygotowanych plastyków do współdziałania z wytwórczością, propagowanie współdziałania sztuki i życia gospodarczego, prace badawcze w kraju i zagranicą w zakresie wymienionych zadań”. Telakowska wiedziała, że potrzebuje zasobu wzorów, które mogłyby się stać punktem wyjścia do rozmowy z fabryką w stylu – mamy tu taki oryginalny, artystyczny wazon, możemy wam przygotować projekt wykonawczy w waszej technologii i na wasze maszyny. Zaczęła więc zamawiać wzory u artystów w ciemno, nie mając żadnych konkretnych zleceń od przemysłu. W ten sposób powstaje magazyn nazwany WZORCOWNIĄ BNEP, który staje się sezamem, przedmiotem legend i mitycznych opowieści polskiego środowiska projektowego. Do roku 1950 we wzorcowni BNEP Telakowska zgromadziła ponad 9 tysięcy modeli! Do wzorcowni trafiały także obiekty jakie Telakowska pokazywała na organizowanych przez siebie wystawach w Polsce i zagranicą. O BNEP-ie krążyły legendy, a że były tam zatrudnione głównie kobiety, współpracujący z Telakowską Leopold Tyrmand nazywał BNEP prześmiewczo Biurem Niewyżytych Erotycznie Panien.
BNEP czyli Biuro Nadzoru Estetyki Produkcji
Jak przekonać do wartości projektowania polityków i decydentów? Oczywiście drogą przez serce, przez projekty małych sukienek, przez wdzięk modeli „wypożyczonych” z warszawskich przedszkoli. Wanda wpada na pomysł: BNEP pokaże swoje projekty ubranek na dziecięcej soc-rewii. W marcu 1950 w Ministerstwie Oświaty zaproszeni goście, w tym sam minister przemysłu lekkiego i minister oświaty, zobaczyć mogli proste sukienki dla dziewczynek, kombinezony dla chłopców, nakładane na codzienne ubranie do zabawy po szkole, sportowe, wygodne, z kieszeniami. Aż sześćdziesiąt modeli ubrań dla dzieci, zaprojektowano żeby rosły razem z dzieckiem, dzięki systemowi zakładek i zaszewek. Miały być wytrzymałe, łatwe w praniu i prasowaniu, bo kobieta socjalistyczna pracowała zawodowo. Doświadczalna Pracownia Odzieży pod kierunkiem Marii Barbary Różyckiej trafia w dziesiątkę: ubrania to nie była sprawa mody, tylko palący problem gospodarczy i społeczny. Po wojnie Polacy nie mieli się w co ubrać, a najbardziej dramatyczna sytuacja była z odzieżą dla najmłodszych. Telakowska rozumiała, że ubranie dla dzieci i w ogóle świat i otoczenie dziecka w PRL będzie musiało być programowo racjonale i nowoczesne, jakbyśmy dziś powiedzieli dedykowane. BNEP projektując dla dzieci brał pod uwagę trzy aspekty: pierwszy – funkcjonalność dla odbiorcy czyli dziecka i jego specyficzne oczekiwania, drugi – łatwość w utrzymaniu przez rodziców: mało guzików i ozdób, jak najprostsze fasony, ciemne kolor oraz aspekt trzeci – minimalna ilość elementów w kroju i szyciu, cecha niezbędna dla pracujących w pośpiechu fabryk. Kiedy połączymy te trzy elementy dostaniemy definicję tak zwanego ”racjonalnego” projektowania przemysłowego odzieży – którego Telakowska była w Polsce pionierką. Dzięki staraniom Telakowskiej i Różyckiej Ministerstwo Przemysłu Lekkiego zdecydowało się na produkcję ubranek dziecięcych w specjalnie wytypowanych zakładach w Tarnowskich Górach. Trudno w to uwierzyć, ale w Polsce przed rokiem 1950 nie było wyspecjalizowanych fabryk szyjących odzież dziecięcą! Szyto i dziergano w domach, a płaszczyki, sukienki i spodnie dzieci donaszały po starszym rodzeństwie, nowe ubranko to był luksus. Także zasługą obu pań było zaprojektowanie specjalnej kolekcji tkanin na odzież dziecka, oraz odpowiednich dla możliwości dziecięcych rączek guzików, klamerek i całego zestawu dziecięcych pasmanterii i dodatków.

18
Pokaz mody dla dzieci zorganizowany przez Telakowską był taką sensacją, że zdjęcie małej modelki w "racjonalnej" sukience wylądowało na okładce tygodnika "Przekrój" okładka Przekroju, nr 260, 1950, Czytelnik
Design ubiera najmłodszych

25
Jak wyjść z przedwojennego kanonu naczyń stołowych? Nad tym tematem pracowały dwie Zofie: Palowa i Przybyszewska. Obok tradycyjnych projektów talerzy i serwisów zaproponowały projekty do zakładów żywienia zbiorowego - uproszczone, trudne do stłuczenia, łatwe w utrzymaniu. Okładka książki "Wzornictwo ceramiczne IWP", IWP, Wydawnictwo Sztuka, 1954. Archiwum IWP.
Wydawnictwo podsumowujące cztery lata prac między innymi nad tematem „zestawu naczyń do samoobsługowych zakładów żywienia zbiorowego” Projektanci IWP, bez specjalnych badań zauważyli, że socjalistyczna rodzina coraz częściej je w zakładowych czy szkolnych stołówkach, w barach mlecznych. Dlatego priorytetem stał się ceramiczny zestaw stołówkowo-barowy. Taki zestaw zaproponowały projektantki Zofia Palowa i Zofia Przybyszewska, a wschodząca gwiazda ceramiki w IWP, Danuta Duszniak rozpoczęła prace nad serią uproszczonych wazonów.

26
Serwis "Kolumb" projektu Danuty Duszniak to połączenie wyobraźni plastycznej autorki i modnych w latach 50. kształtów organicznych. Archiwum IWP.
Danuta Duszniak, (ur. 1926)
projektantka ceramiki IWP, autorka takich ikon polskiego wzornictwa jak serwisy do kawy Kolumb (1956) i Prometeusz (1959) i wazon Rock’n’Roll (1957). Stworzyła kanon polskiej ceramiki nowoczesnej, wypełniając światowe trendy za którymi zawsze nadążała – własnym, indywidualnym stylem i inwencją.
Wzornictwo ceramiczne IWP
Odzież młodzieżowa

22
Wanda Telakowska miała świetny gust i sama dobrze się ubierała - dlatego lansowana przez nią moda młodzieżowa łączy socjalistyczną prostotę z trendami z Zachodu. Okładka książki "Odzież młodzieżowa", IWP, Wydawnictwo Sztuka. Archiwum IWP.
Ta książeczka, podsumowująca cztery lata prac nad tematem ubiorów dla młodzieży, to kolejny przykład progresywnego myślenia w zespołów projektowych IWP. Mimo politycznych nacisków zaproponowane ubranie nie przypominają „mundurków Mao” ani strojów kołchoźnic – dla dziewcząt mamy uproszczone, ale wciąż kobiece sukienki, odzież adekwatną do charakteru zajęć i pór roku. Za każdym razem nacisk jest położony na uproszczenia, brak zbędnych dodatków, pragmatyzm – przy jednoczesnym utrzymaniu modnych proporcji i „looku” typowego dla lat 50. Widać wpływ mody sportowej i aspektu sportu i turystyki jako koniecznego elementu wychowania. Temat związany jest także z odzieżą dla pełnych po wojnie domów dziecka. Trzeba było stworzyć dla instytucji opiekuńczych „kanon odzieżowy”, który pozwoliłby ustalić zakupy i zapotrzebowania, ale także zapewniłby dzieciom „z instytucji” poczucie równości wobec dzieci mających domy.
Barbara Różycka, (1910-1991)
pracując w IWP stworzyła ponad 200 modeli odzieży dla dzieci i młodzieży. Jej projekty były wielokrotnie wdrażane do produkcji i rozchwytywane na rynku. Była również autorką poradników branżowych jak ubierać dzieci w różnych kategoriach wiekowych. Za działalność projektową i popularyzatorską otrzymała wiele nagród i wyróżnień (m.in. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski oraz nagrodę Rady Wzornictwa i Estetyki Produkcji).

24
Fot. Archiwum IWP
Socjalistyczne imperium Wandy
Od przeprowadzki na ulicę Długą do pierwszej siedziby BNEP, który już w trakcie budowy nowych gmachów został przemianowany na Instytut Wzornictwa Przemysłowego, Wanda staje się główną pomysłodawczynią misji nowej instytucji, jej poszczególnych działań, projektów i pracowni. Wcale nie zostaje jej dyrektorem naczelnym – na to stanowisko zostaje powołany Jan Rogowski – ekonomista, a Wanda mianuje się dyrektorem artystycznym. Wie, jaką robi rewolucję walcząc o „piękno na co dzień dla wszystkich”, wie ile zawiści budzi swoją nieustępliwą postawą wobec władz i tym, ile udaje się jej tą postawą uzyskać – woli nie stawać na pierwszej linii. Szef mężczyzna-ekonomista – to ruch taktyczny pozwalający się usunąć na drugi plan i zabezpieczyć się przed ewentualnymi atakami o niegospodarność. Ale tak naprawdę wszystkim zarządza Wanda. Ona zatwierdza plany architektoniczne: planuje salę wystaw, wnętrza dla poszczególnych pracowni, pomieszczenia dla wzorcowni, sale zajęć dla kursantów, a nawet bursę dla nich – bo w pierwotnym kształcie Instytut miał także prowadzić działalność edukacyjną. Instytut zostaje otwarty z wielką pompą 1 października 1950 roku. Do pierwszego, trzypiętrowego gmachu, tak zwanego budynku „A” przenoszą się od razu dyrekcja, wzorcownia czyli zbiór 9 tysięcy modeli do produkcji oraz pracownie: odzieżowa, włókiennicza i graficzna. Drugi, niski budynek, z salą dziś nazywaną „Małpiarnią” zajmują warsztaty stolarski oraz ceramiczny. Dla każdej pracowni Wanda tworzy program wychodząc pragmatycznie od tego, co jest rynkowi najbardziej potrzebne. A potrzebne jest wszystko: po wojnie, która zniszczyła niemal całe otoczenie materialne Polaków ludzie nie mają nic: brakuje ubrań, butów, mebli, wyposażenia domów. Instytut zaczyna tworzyć projekty przedmiotów, które stworzą nowy, lepszy świat, piękno na co dzień dla wszystkich.

19
Książka Meble naszych mieszkań, napisana przez Jadwigę Putowską z Zakładu Drzewnego IWP, to 59 stron odpowiedzi na gorące potrzeby społeczne, które bezbłędnie rozpoznała jej szefowa - Wanda Telakowska: meble dla dzieci, bo lata 50. przyniosły baby boom, wyposażenie domów wiejskich - bo na wsiach podupadło rzemiosło, łóżko rozkładane - bo kwaterunki i mieszkanie wielu rodzin w zbyt małych metrażach, meble świetlicowe - odpowiedź na PRL-owską koncepcję świetlic szkolnych i wychowania pozaszkolnego. okładka książki "Meble naszych mieszkań", Instytut Wzornictwa Przemysłowego, Wydawnictwo Sztuka, 1954. Archiwum IWP.
Wydawnictwo pokazuje najważniejsze tematy meblarskie, jakie Wanda prowadziła wraz z zespołem Zakładu Meblarskiego:
-
meble do pokoju dziecięcego
-
projekty mebli do wnętrz domów wiejskich
-
łóżko rozkładane
-
meble świetlicowe
Meble do wiejskiej izby kuchennej, projektu Marii Chomentowskiej to przykład jak nowoczesne myślenie projektantów IWP było związane z życiem i realiami. Pod wpływem pragmatyzmu Telakowskiej projektanci tworzyli projekty adekwatne, ze świadomością, że wiejski kredens pełni w izbie rolę gospodarczo-użytkową, będąc zarazem „reprezentacyjnym” meblem zestawu jadalni. Sprzęt ten nawiązuje do tradycji kredensów wiejskich złożonych z szafki dolnej i lekkiej „nastawki” w postaci półek, przeznaczonych na dekoracyjne talerze i miski. Dolna szafka, zamykana drzwiczkami jest zaopatrzona w dwie szuflady. Wnęka „nastawki” zamykana jest klapą, tworzącą po otwarciu dodatkową płytę stołową. Półki przesłonięte szybami suwanymi czynią zadość współczesnym wymaganiom higieny. Drzwiczki i klapa o konstrukcji ramowo-płycinowej z falistą linią ramy oraz górna listwa nastawki dyskretnie nawiązują do tradycyjnych form ludowych.
Maria Chomentowska (1924 — 2013)
zaprojektowała najlepsze polskie meble lat 50. i 60., systemy meblowe pozwalające uczłowieczyć wielką płytę i wnieść w PRL-owski bezsens tchnienie nowoczesności i polskiej tradycji projektowej.
Meble naszych mieszkań

20
Wnętrze wiejskiej chaty i jej urządzenie po raz pierwszy w historii polskiego projektowania zostało potraktowane na równi z małym mieszkaniem w mieście. Zaproponowano dla niego systemowe meble. Strona z książki "Meble naszych mieszkań", Instytut Wzornictwa Przemysłowego, Wydawnictwo Sztuka, 1954. Archiwum IWP.

21
Fot. archiwum rodziny Marii Chomentowskiej

23
Szorty i sportowa kurtka na zamek dla chłopców i modny kostium kąpielowy i sukienka dla dziewcząt - takie same zdjęcia mogły się znaleźć w "imperialistycznym" żurnalu. Tu w książeczce "Odzież młodzieżowa", IWP, Wydawnictwo Sztuka, 1954. Archiwum IWP.

27
Fot. slaskaporcelana.pl
O IWP
Wanda Telakowska działając w PRL-owskiej rzeczywistości wykształciła w sobie zmysł łączenia trendów z Zachodu z potrzebami ideologii i gospodarki socjalistycznej. Tworząc w 1951 roku w IWP Zakład Ceramiki i Szkła gładko przeszła przez okres socrealizmu, aby w roku 1955 zatrudnić najlepszych absolwentów akademii: Lubomira Tomaszewskiego i Mieczysława Naruszewicza, którzy skończyli wydział rzeźby i Hannę Orthwein po wydziale ceramiki. Dołączyli oni do pracującego już Henryka Jędrasiaka, też absolwenta rzeźby na warszawskiej ASP. To oni stworzyli „wielką czwórkę” – zespół, który kierowany przez Telakowską wymyślił jak odejść od mieszczańskich, sentymentalnych figurek muzykujących par. W zamian za to projektanci IWP zaproponowali figurki ultra nowoczesne: o syntetycznej, uproszczonej formie, malowane dużymi plamami czystego koloru. Projekty figurek wpisały się w styl „po odwilży” – swobodny, uciekający od gorsetu socrealizmu, łączący nowoczesną rzeźbę z malarstwem abstrakcyjnym. Formy otwarte, dynamiczne, unikanie linii prostych i brak podstawek – to cechy podpatrzone u mistrzów rzeźby nowoczesnej – Henry Moora czy Hansa Arpa. W zakładzie ceramicznym, IWP powstała prawdziwa porcelanowa menażeria: gady, płazy, różne rasy psów, ptaki, zwierzęta egzotyczne, dzikie i domowe. Mimo awangardowego ujęcia projektantom udało się zachować kameralny charakter porcelanowej figurki. Tematy traktowali w lekki, żartobliwy sposób, do czego namawiała ich ceniąca poczucie humoru Telakowska.

28
Figurki zaprojektowane pod koniec lat 50. przez Zakład Ceramiczny IWP dla Fabryki w Ćmielowie - "Kot" proj. M. Naruszewicz, "Sowa" proj. H.Orthwein, "Wielbłąd", proj. L.Tomaszewski, "Dziewczyna siedząca" proj. H.Jędrasiak, "Bawół" proj. L.Tomaszewski, "Śpiewaczki" proj. L. Tomaszewski. Archiwum Fabryki AS w Ćmielowie
Figurki ćmielowskie
czyli czym wypełnić meblościankę

29
Wzory z pisanek ze wsi Krzczonów przeniesione na tkaninę. Projektanckie zespoły ludowe to pomysł Wandy Telakowskiej na wspólną pracę twórców wiejskich z profesjonalnymi projektantami. Archiwum IWP.

30
Wzór z pisanki został zwielokrotniony tworząc abstrakcyjny szlak na tkaninie, której próbną partię wyprodukowano w Laboratorium w Łodzi. Archiwum IWP.
Polski inteligent uwielbiał ludowość: od stylu zakopiańskiego, przez Warsztaty Krakowskie i Spółdzielnię „ŁAD” budował się styl polskiego wnętrza: z ludowymi krzesełkami, kilimami na ścianach, słomianką nad łóżkiem i bieżnikiem na ławie. Sama Telakowska miała w swoim mieszkaniu na Grójeckiej wielką ludową skrzynię, rzeźbione ptaszki na ścianach, zydel do dojenia krowy, który odkupiła od wiejskiej babiny. Tym, co różniło Telakowską od przeciętnego „konsumenta” ludowości był plan. Wanda Telakowska chciała wydobyć z ludowości te cechy, które są istotą nowoczesności i przełożyć je na masową produkcję. Lapidarność, prostota, synteza – to cechy sztuki ludowej, które idealnie nadawały się do stworzenia stylu narodowego i nowoczesnego zarazem. Telakowska sprytnie dodawała do tego kontekst polityczny: ludowość była ideologicznie bezpieczna, bo „lud” dla socjalistycznych decydentów był pożądanym źródłem inspiracji. Chłopi w roli artystów czy twórców wzorów wzmacniali tezę o równości talentów bez względu na pochodzenie. „W pierwszym okresie kształtowania podwalin rozwoju życia gospodarczego w Polsce trzeba się było troszczyć o prawo do życia rękodzieła ludowego i dyscyplin plastycznych opartych na pracy warsztatowej. Poszukiwanie źródeł autentycznego, oryginalnego charakteru wyrobów spowodowało zainteresowanie ludową inwencją plastyczną. Mogła ona – obok twórczości naszych projektantów przemysłowych – współdziałać w wypracowaniu nowego, a jednocześnie własnego wyrazu przedmiotów” – pisała Telakowska w swojej książce „W kręgu chłopskiej kultury.” Projektanckie zespoły ludowe – to była odpowiedź Telakowskiej na zapotrzebowanie na nowoczesne, oryginalne wzory dla przemysłu. Szukano ich w wycinankach ludowych czy w pisankach. W lipcu 1955 roku Telakowska wysłała do wsi Kunów dwie pracowniczki Zakładu Tkanin: Lidię Buczek i Aleksandrę Lewińską. Wyposażone w przegląd literatury przedmiotu i dotychczasowe badania etnograficzne nad tematem zdobienia pisanek. Miały także ze sobą tablice z wzorami udokumentowanymi przez poprzednich badaczy tematu. Początkowo trudność pracy z zespołami ludowymi polegała na tym, aby „znaleźć taktowną, przystępną i budzącą zaufanie formę wytłumaczenia przyszłym uczestniczkom zespołu niezrozumiałej dla nich na początku pracy. Każda z osób dostała tak zwane ćwiczenie nr 1 – było nim wykonanie pisanek w sposób zgodny z dotychczasowym obyczajem i poszanowaniem indywidualności autorów. Ćwiczenie nr 2 polegało na przedstawieniu artystkom starych, historycznych wzorów z ich wsi, znalezionych w archiwach i muzeach etnograficznych przez projektantki z IWP. Po tej prezentacji treścią ćwiczenia było włączenie starych wzorów w to, jak zdobią pisanki na warsztatach. Ta próba replantacji starych i zapomnianych wzorów dziś mogłaby się wydać sztuczna, ale projektantki z IWP tłumaczyły ją potrzebą „poszerzenia inwencji artystek i zwiększenia wachlarza motywów potrzebnego do projektowania”. Ćwiczenie nr 3 wychodziło poza to, czym tradycyjnie zajmowały się pisankarki – dano im arkusze papieru, farby, pędzle i poproszono o stworzenie wzoru, który byłby „dobry” na tkaniny dekoracyjne. Ten pomysł z kolei budzi dziś podziw – ambitna koncepcja oderwania artystek od typowej dla nich techniki i obserwowanie tego, jak radzą sobie z tematem – wydaje się śmiały i mógł przynieść ciekawe rezultaty eksperymentalne. Po zakończeniu prac zespołu starannie dokumentowano wszystko, co powstało na warsztatach. Kluczowa była tu dokumentacja zdjęciowa, ale także same pisanki i arkusze z malowanymi na nich wzorami. Wszystko to jechało teraz do IWP, gdzie Komisja Kwalifikacyjna wybierała konkretne wzory, a rysowniczki IWP zabierały się do przerysowywania motywów w sposób jak najbliższy oryginałowi, ale także oczyszczony z niedokładności, zabrudzeń, błędów. Wybrane sekwencje wzorów łączono w dekorację pasową. Dziś całość procesu dokumentują plansze z wklejonym zdjęciami, ukazujące po kolei: artystkę ludową Krystynę Rolę-Polak przy pracy nad arkuszem papieru, na który przekłada samodzielnie wzór z pisanki, następnie wzór przez nią zaprojektowany, już w po przerysowaniu przez plastyczki IWP do potrzeb układu pasowego, a w końcu zdjęcie kuponu tkaniny z wzorem ludowym, wyprodukowanej metodą druku maszynowego w Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Róży Luksemburg w Łodzi.
Ludowość tworzy nowoczesność
Pod koniec lat 50. nad Instytutem Wzornictwa Przemysłowego zbierają się chmury, pojawiają się głosy, że jest instytucją za drogą, że za mało jest z niego pożytku. Za mało wzorów przenika do fabryk i produkcji. Wanda Telakowska wie, że jej ratunkiem są duże ministerialne czy rządowe zlecenia, które uzasadniają istnienie IWP. Takim „kołem ratunkowym” staje się w 1958 roku zlecenie jest od Ministerstwa Oświaty włączenia się instytutu do rozpoczętego programu budowy „szkół tysiąclatek”. Tysiąclatki to był polityczny priorytet: Gomułka rzucił hasło tysiąca szkół na tysiąclecie państwa polskiego czyli na 1966 na jednej z narad partyjnych w 1958 roku. Sprawie natychmiast nadano bieg i status priorytetowej. IWP włącza się w ogólnopolskie pospolite ruszenie w sprawie nowych szkół. Do roku 1960 w Zakładzie Meblarstwa IWP powstało szereg nowatorskich projektów mebli szkolnych autorstwa Marii Chomentowskiej, mającej już doświadczenie w projektowaniu dla dzieci. Wykonano próbną serię ławek, w które wyposażono dwie szkoły na warszawskim Żoliborzu. Wszystkie projekty nadzorowała osobiście Wanda Telakowska, która jeszcze przed wojną była wizytatorką szkół i przykładała ogromną wagę do warunków edukacji.
Do tematu mebli szkolnych powrócono w 1963 roku, kiedy to Instytut Wzornictwa Przemysłowego został ponownie poproszony o pomoc w wyposażeniu intensywnie budowanych szkół. Wtedy działał już wymyślony i założony przez Telakowską Zakład Ergonomiczny. Przyjęto ambitne zadanie kompleksowego wyposażenia wnętrz szkolnych w meble (ławki, stoliki uczniowskie, krzesła) dostosowane do wymiarów antropometrycznych dzieci, jak również całych klasopracowni technicznych w meble pomocnicze.
Realizacji podjęli się projektanci Zakładu Estetyki Wnętrz (do 1960 roku działał jako Zakład Meblarstwa) – Maria Chomentowska (główny projektant); Zdzisław Wróblewski; Maria Białówna; Rafał Kwinto-Prewysz; Edward Kurkowski (członkowie zespołu). Poszczególne wzory mebli powstały w latach 1964-1966. Były to na owe czasy nowoczesne stylistycznie projekty, starannie dopracowane pod kątem funkcjonalności i ergonomii użytkowania (badania wykonane na miejscu w Zakładzie Ergonomii IWP). Powstało kilka wariantów tradycyjnej ławki o zróżnicowanych wysokościach dostosowanych do wzrostu uczniów. Niekonwencjonalnym wówczas projektem były trójkątne, dwuosobowe stoliki o różnej wysokości z odpowiednio dopasowanymi krzesełkami.
Zależnie od potrzeb (zajęcia w grupach) można je było rozmaicie zestawiać.W ramach wyposażenia technicznego pracowni fizycznej zaprojektowano wielofunkcyjne krzesła z pulpitem, co pozwalało na ich wykorzystanie do siedzenia przy stołach lub jako samodzielnych stanowisk – do notowania w czasie ćwiczeń i wykładów. Wykonano serię próbną zestawów mebli, w które wyposażono kilka warszawskich szkół podstawowych (na początek była to Szkoła Podstawowa nr 255 przy ul. Kamionkowskiej róg Rybnej na Grochowie). Zorganizowano też pokaz mebli w Pałacu Kultury i Nauki. Po pozytywnej opinii Ministerstwa Oświaty większość wzorów włączono do produkcji (wyprodukowano łącznie kilka tysięcy egzemplarzy; głównie ławki i krzesełka w Fabryce Mebli w Mosinie k/Poznania). Za projekty mebli szkolnych zespół IWP oraz indywidualnie Maria Chomentowska zostali wyróżnieni prestiżową nagrodą Rady Wzornictwa i Estetyki Produkcji Przemysłowej za rok 1966.

31
Szkolna pracownia fizyczna urządzona jednoosobowymi pulpitami projektu Marii Chomentowskiej, lata 60. Zdjęcie z archiwum IWP.
Tysiąclatki ratują IWP
Klęska: 8 listopada 1958 Rada Ministrów przekształca IWP w samodzielne przedsiębiorstwo państwowe na rozrachunku gospodarczym. Czyli instytut przestaje być instytutem. Wandzie nie udaje się powstrzymać fali niszczących decyzji. Wiele prac badawczych instytutu zostaje zamkniętych, Rada Naukowa i jej decyzje są ignorowane przez Ministerstwo Przemysłu Lekkiego, któremu IWP podlega. Ten sam minister Stawiński, który dziesięć lat temu powołał IWP, i chwalił się Wandą jak skarbem prze innymi ministrami – teraz stał się jej wrogi i chce się jej pozbyć.
Kolejny cios – w grudniu 1959 Wojciech Jastrzębowski, legendarny profesor i przedwojenny rektor warszawskiej ASP rezygnuje ze stanowiska przewodniczącego Rady Naukowej IWP. Jastrzębowski to nie tylko dawny profesor Wandy ze studiów, ale także jej przyjaciel i wielki protektor. Ta rezygnacja to prowokacja – Jastrzębowski i Telakowska mają nadzieję, że to będzie wstrząs dla ministerstwa, że przemyślą, a może cofną swoje decyzje „przerobienia IWP na fabryczkę galanterii”. Szok. Ministerstwo przyjmuje rezygnację Jastrzębowskiego gładko, bez reakcji. I cios ostateczny: odcięcie ręki: w lutym 1960 z Zakładu Odzieży IWP powstaje Centralne Biuro Wzornictwa Przemysłu Lekkiego. Minister Stawiński odbiera projektowanie odzieży Telakowskiej i jej zespołowi. Powstaje nowy twór CBWL, którego szefem zostaje ekonomista Witold Zaborowski, też wcześniej pracownik IWP, zatrudniony przez Wandę. Telakowska czuje się zdradzona, zabierają jej ludzi, maszyny, wzory – wszystko przechodzi do nowego tworu, który będzie miał dofinansowania, a ona ma się utrzymywać sama! I jak na ironię, to CBWL będzie się mieściło w tym samym budynku co IWP. Teraz codziennie wchodząc do „swojego” instytutu widzi dwie tabliczki: Instytut Wzornictwa Przemysłowego, a pod nią tabliczka Centralne Biuro Wzornictwa Przemysłu Lekkiego. Jej zostawili projektowanie odzieży specjalistycznej, ochronnej czy roboczej – tych wszystkich kombinezonów hutniczych i fartuchów. A przyjemne projektowanie tkanin, ubiorów, oglądanie trendów ze świata – słowem modę – zostawili dla CBWL.
Trzy ciosy – co zostanie z IWP?
Wanda ma już dość, zawsze starała się dogadywać z władzą, ale to, co się dzieje teraz przekracza granice jej tolerancji. Zima roku 1968 jest dla niej, patriotki i osoby o przekonaniach wolnościowych, bardzo trudna: 30 stycznia ma miejsce ostatnie przedstawienie Dziadów w warszawskim Teatrze Narodowym. Na kolejne władza nie wyraża zgody. Przedstawienie zostaje zdjęte. Pod pomnikiem Mickiewicza w Warszawie trwają manifestacje studentów z żądaniem wznowienia wystawiania dramatu. Kiedy dochodzi do starć między studentami a milicją i ta aresztuje młodych, Wanda i jej znajomi nie wytrzymują. W kręgu IWP powstaje list w obronie przedstawienia, a przede wszystkim przeciwko aresztowaniom studentów i przeciwko antysemickiej nagonce. Nim list zostaje ostatecznie podpisany, pojawia się donosiciel, który informuje władze, że Telakowska organizuje protest i namawia pracowników IWP do podpisania listu. Po kilku dniach od ostatecznego zredagowania listu Wanda zostaje wezwana do kadr, gdzie nawet nie zdążyła usiąść – od razu wręczono jej wypowiedzenie.
Prawie zemdlała. Kilka miesięcy trwało odkręcanie tej decyzji – jednak zostanie w IWP, ale już nie jako dyrektor artystyczny całości, tylko jako szef Zakładu Inwencji Plastycznych, tego, który zajmuje się ludowością. Specjalnie usuwa się z tego miejsca Lidia Buczek – jej wieloletnia współpracowniczka i przyjaciółka. Robi miejsce szefowej i założycielce, żeby ta mogła zostać w Instytucie.

32
Strajki studenckie i wydarzenia roku 1968 bulwersują Wandę Telakowską i jej środowisko, Brama Uniwersytetu Warszawskiego. Fot. przystanekhistoria.ipn.gov.pl
Telakowska
– do zwolnienia
1978 - Wanda Telakowska przechodzi na emeryturę. Odchodząc z IWP udaje jej się zgromadzone od 1945 roku zbiory Wzorcowni, przekazać Muzeum Narodowemu w Warszawie. Ratuje w ten sposób bezcenne obiekty przed rozproszeniem i zaginięciem.
Wanda Telakowska zmarła 15 stycznia 1985 roku w Warszawie. W ostatnich latach życia straciła wzrok. Pochowana została na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Pozostawiła po sobie olbrzymi dorobek artystyczny i intelektualny.
Cytaty Wandy Telakowskiej
Do roku 1945 nie mieliśmy własnego wzornictwa przemysłowego, w rezultacie czego masowa produkcja fabryk była często brzydka i obca naszej kulturze. Dopiero uspołeczniona i planowa gospodarka umożliwiła postawienie u nas wzornictwa.
Instytut Wzornictwa Przemysłowego 1950-1960 – wydawnictwo jubileuszowe wydane na 10-lecie IWP, red. Wanda Telakowska, 1960, wydawnictwo IWP, s. 1
…przed projektantami wzorów przemysłowych stanęło wyjątkowo trudne zadanie. Obok piękna kompozycji wzorów – szukano ich nowego, swoistego wyrazu. Powoli, stopniowo, dzięki konsekwentnej pracy, nasi plastycy przyswajają sobie wymagania przemysłu, wypracowują nowy, własny charakter polskiego wzornictwa, wiążąc go z realnymi potrzebami społeczeństwa i możliwościami obecnego etapu rozwoju gospodarczego naszego kraju.
Twórczość ludowa w nowym wzornictwie, Wanda Telakowska, Wydawnictwo Sztuka, 1954, s. 7

33
45-letnia Wanda Telakowska w październiku 1950 z pompą otwiera Instytut Wzornictwa Przemysłowego - owoc jej wieloletnich starań i największy sukces. Tu zdjęcie z czasu powstania IWP, z podróży do Czech wiosną tego samego roku. Archiwum MNW.
Byle tandeta, byle kicz, ale miejski – wydawał się nabywcy znakiem przynależności do zubranizowanej społeczności. Był też cenniejszy dla wielu niż najwspanialsze działo sztuki tkackiej ze starej matczynej skrzyni, której nie nauczono szanować.
W kręgu kultury chłopskiej. Inwencja ludowa we współczesnej wytwórczości, Wanda Telakowska, Nasza Księgarnia, 1970, s. 64
Walka o zawód projektanta wzornictwa
Wanda jako urzędniczka Wydziału Planowania w Ministerstwie Kultury i Sztuki zorganizowała tuż po wojnie, latem 1945, Zjazd Rady Szkolnictwa Artystycznego Plastyki w Wilanowie, na którym próbowała przekonać profesorów wyższych szkół artystycznych do „wpuszczenia” wzornictwa przemysłowego do programu wyższych uczelni artystycznych. Wypchnięto ją, argumentując, że wzornictwo nie należy do kanonu sztuki wysokiej. Środowisko było w stosunku do niej spóźnione o kilkanaście lat: pierwszy w Polsce wydział projektowania form przemysłowych powstał w roku 1961 na krakowskiej ASP jako trzyletnie Międzywydziałowe Studium Form Przemysłowych, a w Warszawie Pracownia Plastyki Form Przemysłowych funkcjonująca od początku lat 60. w ramach Wydziału Architektury Wnętrz stała się wydziałem Wzornictwa Przemysłowego dopiero w roku 1977 – kiedy Wanda odchodziła z IWP.
Pomysł pracy w kolektywach projektowych
co stało się istotą dzisiejszych start’upów. Czyli współpraca na równym poziomie specjalistów z różnych dziedzin nad wypracowaniem optymalnego rozwiązania projektowego.
Ergonomia jako wiedza konieczna projektantowi
to dzięki Telakowskiej powstał w IWP pionierski w Polsce Zakład Badań Ergonomicznych, który stał się zapleczem badawczym dla wielu polskich projektów i wdrożeń m.in. dla Fiata 127 P.

34
Jednoosobowy pulpit projektu Marii Chomentowskiej, lata 60. Zdjęcie z archiwum IWP.
Tożsamość kulturowa
polskiego designu
Telakowska udowodniła, że polska ludowość może być autentycznym źródłem inspiracji dla nowoczesnego projektowania. Tę drogę wskazały przed nią Warsztaty Krakowskie i Spółdzielnia ŁAD, ale tylko IWP udało się doprowadzić do masowych wdrożeń produktów opartych o inspiracje ludowe i to nie powierzchowne, ale wypracowane przez kolektywy z udziałem twórców ludowych.
Prezentacja designu tak
jak obiektów sztuki
Telakowska jako pierwsza w Polsce pokazywała wzornictwo przemysłowe tak, jak prezentuje się sztukę wysoką: na profesjonalnie zaprojektowanych wystawach, z katalogami i opiniami ekspertów. To budowało rangę i pozycję nowej dziedziny.
Wyzwolona przez dizajn
Telakowska była prototypem dzisiejszej singielki. Nigdy nie uważała się za „starą pannę”, brak męża i rodziny był jej wyborem. Realizowała się w pracy, której była bezwzględnie oddana. Całe życie ciekawa świata, podróżowała niemal na wszystkie kontynenty, nieustannie czytała, rozwijała si ę. Miała wielu oddanych przyjaciół i sama była wierną i oddaną przyjaciółką. Nie prowadziła domu, nie gotowała, nikomu nie matkowała – do ostatnich chwil życia zachowała życzliwość wobec świata i ludzi.

38
Wanda Telakowska w letnim kapeluszu, zdjęcie zrobione w roku otwarcia IWP, 1950, Archiwum Muzeum Narodowego w Warszawie

35
Tkanina dekoracyjna wykonana w pracowni doświadczalnej IWP, techniką druku filmowego. Projekt tkaniny Stefanii Milwiczowej na podstawie wycinanki Antoniny Kuliś. Archiwum IWP

36
Wystawa pokonkursowa "Dobry Wzór 2019" w IWP, projekt wystawy: Grynasz Studio. Fot. materiały prasowe Grynasz Studio
Impakt Wandy na czasy współczesne
Konkurs Young Design – stypendium im. Wandy Telakowskiej
37
Finaliści 3. edycji konkursu Young Design 2011. Laureatką została Marta Niemywska-Grynasz, ze swoim projektem skakanki LolliLED. Na zdjęciu widzimy też pierwszą od prawej, ówczesną prezes IWP - Beatę Bochińską, oraz obok niej dyrektor artystyczną, Katarzynę Rzehak
Fot. www.kabo-pydo.com
Konkurs Young Design organizowany od 2009 przez Instytut Wzornictwa Przemysłowego jest pierwszym w Polsce programem stypendialnym, którego celem jest wyłonienie spośród absolwentów uczelni projektowych, młodych projektantów o największym potencjale rynkowym. Gotowych podjąć profesjonalną współpracę z przedsiębiorcami. Główną nagrodą jest stypendium im. Wandy Telakowskiej, a wśród laureatów znajdziemy nazwiska, które z sukcesem rozwijają swoje studia projektowe, mając realny wpływ na polską i zagraniczną scenę designu. Do grona stypendystów należą m.in. Maja Ganszyniec, Marta Niemywska-Grynasz, Łukasz Paszkowski.
